1 Obserwatorzy
26 Obserwuję
Szusteczka

Szusteczka

Ostatnia gra skazanego

Koniec gry - Adam Cioczek

Adam Cioczek pisał scenariusze filmowe do takich seriali jak Samo życie, Pierwsza miłość i Malanowski i partnerzy. Koniec gry to jego debiut literacki, początkowo noszący nazwę Szach-mat.

 

Edward Chojar trafia do więzienia za zabójstwo Piotra Wójtowicza, mordercy swojego syna. Nawet siedząc w więziennej celi jako oskarżony, wodzi za nos prokuratora Tomasza Brackiego i adwokata Adama Getza, wciągając ich w swoją grę. Obaj mężczyźni muszą cofnąć się w przeszłość i odkryć wszystkie karty, które przygotował dla nich pozwany. Czy po odkryciu prawdy, będą w stanie doprowadzić sprawę do końca? A może prokurator znajdzie dobry powód, aby chronić osadzonego, zaś adwokat chętnie zobaczyłby swojego klienta zamkniętego za kratami na zawsze? Chojar to doświadczony hazardzista, który właśnie rozpoczął ostatnią i najważniejszą grę w życiu.

 

Pierwsze kilkadziesiąt stron minęło mi na myśleniu, kto jest kim i co łączy bohaterów. Czułam się zagubiona. Z każdą kolejną stroną odkrywałam jednak powiązania między postaciami, wciągałam się w ich historię. O ile z łatwością przyszło mi odnalezienie wspólnego mianownika dla Chojara i Brackiego, o tyle związek Getza z Chojarem długo pozostawał dla mnie zagadką. Autor postarał się o to, aby wątki połączyły się w całość i stworzyły spójny obraz. Oskarżony bawił się dwójką młodych mężczyzn, sterował nimi jak pionkami, czując się pewnie w sobie tylko znanej grze.

 

Koniec gry to powieść kryminalna, która skupia się bardziej na portretach psychologicznych bohaterów niż na wartkiej akcji czy spektakularnych zwrotach w fabule. Czytając książkę miałam wrażenie, iż Adam Cioczek próbuje otworzyć przede mną głowy postaci, wprowadzić w ich skomplikowany świat, w którym nie wszystko było czarne lub białe. Najciekawszą osobą w historii zdecydowanie jest Chojar, który uwielbia zagadki, niedopowiedzenia, potrafi zburzyć spokojny świat Getza i Brackiego. Był niczym wytrawny szachista, do czego zresztą można znaleźć odniesienia w powieści. Szach mat, przestawianie pionków na planszy życia. Zastanawiałam się, jak sama zachowałabym się na miejscu Brackiego i Getza. Czy byłabym w stanie kontynuować swoją pracę, wywiązać się ze zobowiązań, czy może poddałabym się i przeszłość wpłynęłaby na mój osąd, postawę.

 

Książka jest napisana ciekawie. Po pierwszych stronach, na których miałam problem z nadążeniem za fabułą i przeskokami między bohaterami, nastąpił moment, w którym wciągnęłam się i z zainteresowaniem śledziłam poczynania postaci. Styl autora jest przyjemny, widać iż – chociaż jest to debiut literacki – ma doświadczenie w pisaniu. Jedyną rzeczą, która irytowała mnie, było częste używanie przez Cioczka znaków „?!”. Nie wpływa to jednak negatywnie na mój odbiór lektury, ponieważ jest to niewielka wada, na którą można przymknąć oko.

 

Powieść mogę polecić osobom, które lubią historie kryminalne, w których dominuje podejście psychologiczne, gra charakterów, a także osobom, które lubią czytać debiuty polskich pisarzy.

Źródło materiału: http://licencja-na-czytanie.blogspot.com

Interesujący początek trylogii

Sabriel - Garth Nix

Sabriel to pierwsza część trylogii Starego Królestwa, pióra Gartha Nixa. Autor w pierwszym tomie przedstawił zupełnie nowy dla mnie świat, do którego przeniosłam się z przyjemnością.

 

Główna bohaterka powieści, Sabriel, jest jedyną córką Abhorsena, nekromanty, który ma za zadanie odsyłać dusze Zmarłych do Śmierci. Kiedy mężczyzna znika, dziewczyna musi zostać jego następczynią. Wychowana z dala od Starego Królestwa, latami chroniona przez ojca, szybko musi się odnaleźć w nowej roli. Jej braki w wiedzy nie sprzyjają zwalczaniu wrogów i coraz to nowszych przeszkód, na szczęście jednak na swojej drodze spotyka tajemniczych towarzyszy, którzy będą służyć jej za wsparcie. Tymczasem do świata Żywych chce wrócić jeden z Wielkich Zmarłych, zbierający siły i szykujący się do walki. Czy Sabriel zdoła odnaleźć ojca i zapobiec nieszczęściu?

 

Świat wykreowany przez Nixa jest pełen różnorodnych krajobrazów, tradycji i postaci. Sabriel wychowywała się w Wyverley College, szkole dla dziewcząt, znajdującej się w starym budynku przypominającym zamek. Niedaleko leżały pomniejsze wioski bądź miasteczka, dalej zaś Ancelstierre, miasto przy Murze, granicy Królestwa. Ludność miała dostęp do prądu, znali telefony, poruszali się samochodami, a jednym z nowszych wynalazków były czołgi. Równocześnie wiedzieli o istnieniu magii, nekromancji, Zmarłych, którzy wracają do życia i potworach, które grasują za Murem. Po jego drugiej stronie panuje zupełnie inny klimat, pogoda może się diametralnie zmienić, podobnie bywa z różnicą czasową. Społeczeństwo wydaje się być bliżej związane z magią niż postępem technologii. Według mnie jest to ciekawe połączenie czarów i fantastycznych stworzeń z normalnością.

 

Nie jest to dla mnie pierwsza książka, w której bohaterowie posługują się czarami. Tym razem używali do tego Magii Kodeksu, specjalnych znaków, które formowali w głowie oraz dłońmi. Interesujące były także rytuały, które odprawiał Abhorsen i Sabriel, aby przenosić Zmarłych do Śmierci. W tym wypadku autor nie tylko wykreował sposób posługiwania się nekromancją, ale także przedstawił kolejny świat – Śmierć i Bramy, za którymi znajdował się dusze potępionych.

 

Sabriel jest młodą nekromantką, tak naprawdę dopiero poznaje życie i Stare Królestwo, swoją ojczyznę. Musiała uczyć się nowych rzeczy, odkrywała nieznane dotąd krainy, przedmioty i tradycje, a ja robiłam to razem z nią. Dzięki temu zarówno bohaterka, jak i jej historia, stawały się dla mnie bliższe. Dziewczyna nie udawała nikogo, przyznawała się do niewiedzy i strachu, ale odnajdywała w sobie siłę, by iść do przodu i pokonywać przeszkody. Towarzyszący jej Mogget, zaczarowany kot z ogromną tajemnicą, stanowił barwną postać. Połączenie kociego charakteru i zachowań z poczuciem wyższości, wiedzą, doświadczeniem i ciętym językiem.

 

Sabriel jest intrygującym początkiem trylogii Starego Królestwa. Nix zainteresował mnie swoją historią. Chciałabym się więcej dowiedzieć o świecie, który wymyślił, a także poznać dalsze losy bohaterów, których nie dało się nie lubić. Cieszę się, że przede mną jeszcze dwie części, ponieważ liczę, że z każdą kolejną będzie jeszcze ciekawiej.

Źródło materiału: http://licencja-na-czytanie.blogspot.com

"Coś do stracenia" nie jest czasem straconym

Coś do stracenia - Cora Carmack

Nie wiem jak Wy, ale ja czasem czuję ogromną potrzebę sięgnięcia po lekką lekturę, pisaną prostym językiem, z niewymagającą fabułą. I jak dawniej nie przepadałam za historiami miłosnymi, tak jakiś czas temu odkryłam, że idealnie sprawdzają się one w roli odstresowywacza, odmóżdżacza. Taka moja guilty pleasure, bo czytanie tych książek sprawia mi przyjemność. Długo polowałam na „Coś do stracenia”, o którym słyszałam wiele dobrych słów. W końcu udało mi się sięgnąć po ten tytuł i był to rewelacyjnie spędzony wieczór.

Bliss ma dwadzieścia dwa lata, studiuje aktorstwo i ma wrażenie, iż jest najstarszą żyjącą dziewicą. Chce się pozbyć tego „problemu”, mieć pierwszy raz za sobą i nie czuć krępacji, gdy jej znajomi rozmawiają o seksie. W tym postanowieniu mocno wspiera ją jej przyjaciółka Kelsey, która z radością oddaje się flirtowaniu z nieznajomymi chłopakami. Wybierają się wspólnie na imprezę, aby znaleźć idealnego kandydata na jednorazową przygodę. Żaden jednak nie przekonuje do siebie Bliss, aż do momentu przypadkowego spotkania Garricka. Wcale się nie dziwię, że dziewczyna straciła dla niego głowę. Wyobraźcie sobie przystojnego mężczyznę, z lekkim zarostem, szerokimi barkami, umięśnioną klatą. Czytającego Szekspira w barze (ok, Szekspir nie jest moim ulubionym autorem, ale wiecie dziewczęta, CZYTAJĄCEGO w barze). I do tego jest Brytyjczykiem z tym mega seksownym akcentem. Czujecie klimat? Bo ja bardzo! Między tą dwójką zaczyna iskrzyć, aż lądują nago u niej w sypialni. Strach jednak zagląda Bliss w oczy i pod głupim pretekstem ucieka z własnego mieszkania. Wstyd palił ją niemiłosiernie, ale przecież nigdy więcej nie spotka tego faceta. Nigdy nie mów nigdy. Atrakcyjny Garrick nie tylko mieszka w pobliżu, ale również zaczyna pracę jako wykładowca Bliss!

Nie szukajcie spektakularnych wydarzeń w tej książce, zaskakującej fabuły czy oryginalnych bohaterów. Znajdziecie wiele podobieństw do innych powieści z tego gatunku. Ale czy warto się nad tym zastanawiać w momencie, gdy lektura sprawiła mi przyjemność? Ja zdecydowanie nie zamierzam skupiać się nad mankamentami „Coś do stracenia”. Zaczęłam czytać wieczorem i nie oderwałam się od lektury, dopóki o 1 w nocy jej nie skończyłam. Czytało mi się lekko, gdyż Cora Carmack napisała swoją historię w sposób prosty, ale przyjemny w odbiorze, ze sporą dawką humoru. Na moich ustach pojawiał się zatem uśmiech, pozwalając zapomnieć o trudach sesji na uczelni.

Ktoś zarzucił autorce, że pokazuje, jak ważne jest, aby stracić dziewictwo, nie ważne z kim. Seks to zabawa. Owszem, Kelsey miała bardzo swobodne podejście do tego tematu, a Bliss uważała się za mityczne stworzenie, dziewicę po dwudziestym roku życia. Chciała przeżyć swój pierwszy raz, nawet nieźle jej to wychodziło, ale jednak uciekła. Przez następne rozdziały też jakoś nie wylądowała w łóżku (ok, w łóżku była nie raz, ale bez żadnych uciech). Myślała, że utrata cnoty coś zmieni w jej życiu, bo wszyscy tak jej wmawiali. Okazało się, że lepiej wyszła na czekaniu na właściwą osobę i zrobienie tego w momencie, w którym będzie czuła się gotowa.

Zastanawiam się czasem jak to jest, że w wielu powieściach dla młodych dorosłych, bohaterowie drugoplanowi potrafią przykuć naszą uwagę i sprawić, że chętnie wytłumaczylibyśmy autorce/autorowi, że powinien był częściej pisać o nich. Na szczęście Cora Carmack tak zrobiła i następne tomy dotyczą wspaniałego Cade'a oraz energicznej Kelsey. Muszę jednak przyznać, że ani Bliss, ani Garrick nie drażnili mnie. Chociaż on był pociągającym facetem (możecie to zwalić na moją słabość do tego cudownego brytyjskiego akcentu), to nie był nadmiernie wyidealizowany. Bliss była dziewczęca i urocza, a także czuła słabość do Garricka, ale nie była aż tak otępiała, potrafiła zachować twarz (a nawet jeżeli ją traciła, to w sposób zdecydowanie odbiegający od dotąd mi znanego – ledwo się zbliżysz, a mi miękną nogi i tracę język w gębie).

„Coś do stracenia” jest lekką lekturą, napisaną z humorem, przy której w pełni się zrelaksujecie. Ja nie poczułam się zabita przez nadmiar słodyczy, głupotę bohaterów czy przewidywalność fabuły. Bawiłam się świetnie, a więc żadne z powyższych rzeczy nie występowało (przynajmniej nie w dawce, która rzuciłaby mi się w oczy i skłoniła do odłożenia książki). Polecam Wam z czystym sercem, jeżeli macie ochotę na chwilę relaksu. Czas z nią spędzony, na pewno nie będzie stracony.

Źródło materiału: http://licencja-na-czytanie.blogspot.com

Pokonując przeszłość...

Raj był moim piekłem - Magdalena Jatowska, Christina Krüsi

„Raj był moim piekłem” to książka autorstwa Christiny Krusi. Jest to zapis jej przeszłości, która odcisnęła piętno na jej dorosłym życiu. Tytuł ten stanowi nie tylko rozliczenie z traumatycznymi wspomnieniami, gdyż kobieta przyznaje, że pisanie było wyzwalającym doświadczeniem. Christina postanowiła pokazać innym jak podnieść się po takich doświadczeniach, jak odnaleźć znów radość życia i miłość, a także siebie samego. W ten sposób chce też walczyć o bezpieczeństwo najmłodszych, aby nie spotkało ich to samo, co dotknęło ją.

Wyobraźcie sobie piękną, soczystą zieleń roślin, świeże powietrze, śpiew ptaków, szum drzew, dojrzałe owoce, a nad wszystkim błękitne niebo i słońce. Do tego wspólnotę pomagającą sobie na każdym kroku, misjonarzy pracujących w pocie czoła dla dobra tubylców, dzieci biegające beztrosko po lesie. Brzmi jak opis raju, prawda? Dla małej Christiny miejsce to szybko zamieniło się w piekło. Wraz z czworgiem innych dzieci została wybrana do tego, aby służyć Bogu. Tak wmawiali im dorośli mężczyźni, chcąc aby zachowały spokój. W rzeczywistości ich rytuały nie miały nic wspólnego ze służbą Panu. Misjonarze, którzy mieli nieść wiedzę i wiarę, przynieśli niewinnym dzieciom strach, ból, łzy. Przez lata wykorzystywali je seksualnie, szantażując, wmawiając iż nikt nie uwierzy ich zeznaniom. Kiedy rodzina Christiny przeniosła się do Szwajcarii, dziewczyna miała nadzieję, że jej koszmar się skończył. Niestety, mężczyźni we wspólnocie Kościoła, do której należeli rodzice Christiny, nawet tutaj nie dawali jej spokoju.

Niesamowicie ciężko jest wyobrazić sobie, przez jakie piekło przeszła ta kobieta. Będąc gwałconą od dziecka, zamknęła się w sobie, zatraciła. Nie odnalazła wsparcia wśród najbliższych. Żyła według zasad, których nie rozumiała, a które wmawiano jej na każdym kroku. Ciągle wpajano jej, że za każdy najmniejszy grzech, nie dostąpi zbawienia. Że jest wybrana, jeżeli zdradzi komukolwiek swoją tajemnicę, przekreśli przyszłość afrykańskich plemion, które jeszcze nie znają Boga. Dorosła już Christina, kiedy spotkała się z pozostałymi ofiarami, była pod wrażeniem swojej siły. Przetrwała, pracowała, była samodzielna, miała kochających synów i męża, rozwijała się i oddawała pasjom. Nie potrzebowała psychologa, nie została kaleką. Udało jej się pokonać swoich prześladowców, nie pozwoliła, aby trwale zniszczyli ją i zawładnęli jej ciałem, umysłem.

Wiara powinna być naszą bezpieczną przystanią, czymś co ratuje nas przed szaleństwem i kieruje w życiu. Kościół do którego należała Christina, z pozoru był takim miejscem. Zjednoczona wspólnota, bezinteresowni misjonarze. Żyli oni jednak według zasad, które nie zawsze Bóg popierałby. Nie mogli w pełni korzystać z życia, jakie oferował im Pan. Jakby wyższe instancje Kościoła robiły pranie mózgu swoim wiernym. Nie zawsze Ci, którzy powinni nieść pomoc, rzeczywiście to robią.

Czytając wspomnienia autorki, nie mogłam zrozumieć jak dorośli mogą tak krzywdzić dzieci. Ich czyny na zawsze odcisnęły się w psychice tych niewinnych istot. Brutalność, gwałty, kłamstwa. Skala ich działań była wielka i dotyczyła nie tylko tej piątki „wybrańców”. Była na porządku dziennym nie tylko w głuszy, w lasach Boliwii, ale również w ojczyźnie Christiny, Szwajcarii. Jestem pod ogromnym wrażeniem siły autorki. Moje problemy są niczym w porównaniu z jej historią. A ona dała radę się podnieść. Odnalazła radość życia, nauczyła się pokonywać przeszkody. Dlatego polecam Wam tą książkę, abyście zobaczyli, że zawsze można wyjść na prostą, trzeba tylko walczyć o siebie, swoje prawa i swoje szczęście.

Źródło materiału: http://licencja-na-czytanie.blogspot.com

Udany debiut Głębockiego

Musza Góra - Bohdan Głębocki

„Musza góra” to nie tylko debiut Bohdana Głębockiego, ale również mój pierwszy raz z gatunkiem dieselpunk. Nie dość, że nigdy wcześniej nie czytałam podobnej książki, to w ogóle nie słyszałam nazwy. Okazało się, iż fani określili tak połączenie powieści sensacyjnej, która ma w sobie elementy kryminału, fantastyki oraz literatury historycznej.

Akcja powieści dzieje się w latach trzydziestych XX wieku w Poznaniu. Antoni Kaczmarek, były policjant, a obecnie prywatny detektyw zajmujący się głównie ściganiem niewiernych małżonków, niespodziewanie otrzymuje intratne i tajemnicze zlecenie. Wraz z nim zaczynają się jego kłopoty, które dodatkowo mobilizują go do rozwiązania sprawy. Młody inspektor policji, Andrzej Szubert, kierowany ogromną ambicją, ściga niebezpiecznego mordercę, zwanego przez wszystkich wilkołakiem. Zrobi wszystko, aby otrzymać awans i tym samym przypodobać się swojej ukochanej. Oficer Wojska Polskiego, Mieczysław Apfelbaum, zostaje skierowany do Poznania na kurs dla kwatermistrzów. Jest to jednak tylko przykrywka dla jego oficjalnego zadania – odszukania na starym cmentarzu tajemnic żydowskiej magii...

W książce pojawiło się wielu bohaterów, każdy inny, ciekawy i z własną historią. Najbardziej do gustu przypadła mi postać młodej Basi, wychowanicy Kaczmarka. Chociaż potrafiła zdenerwować mnie swoją postawą wobec detektywa, a także czasem dziecinnym zachowaniem, to podziwiałam jej wiedzę, odwagę i upór, z którym dążyła do rozwiązania sprawy. Nie była leciwym dziewczęciem, które tylko leżało i pachniało, ale aż gotowała się z nadmiaru energii do pracy. Jej przypadkowo poznany kolega Tomuś, typowy goryl z blokowiska, to tak naprawdę prosty chłopak o gołębim sercu, do którego zdecydowanie zapałałam cieplejszymi uczuciami. Pomimo iż są to postacie drugoplanowe, posiadały swoje własne charaktery i zostały dokładnie nakreślone.

Początkowo miałam problem z nadążeniem za autorem i jego pomysłami. Bardzo szybko wprowadził wielu bohaterów i różnorodne wątki, więc musiałam czytać uważnie, aby zrozumieć fabułę. Na szczęście wraz z rozwojem akcji udało mi się poukładać w głowie wszystkie fakty. Mogłam zatem spokojnie oddać się lekturze, która coraz mocniej mnie wciągała i intrygowała. Nie wiedziałam komu mogę ufać, kto jest zdrajcą i szpiegiem dla obcych sił wywiadowczych, a kto tak naprawdę niewinną płotką, zagubioną w większej sieci. Chciałam poznać zakończenie, które – przyznaję – nie usatysfakcjonowało mnie. Nie znalazłam informacji o kontynuacji powieści, a to sugeruje mi finał historii. Wiele wątków nie zostało do końca rozwiązanych, stąd też moje niezadowolenie. Jeżeli w planach jest następny tom, koniecznie będę musiała po niego sięgnąć, aby poznać dalszy ciąg wydarzeń i zaspokoić swoją ciekawość.

Do lektury podeszłam z dystansem, ale i ogromnym zainteresowaniem. Jako iż było to dla mnie pierwsze spotkanie z dieselpunkiem, nie wiedziałam czego mogę się spodziewać. „Musza góra” to jeden z lepszych debiutów, które miałam okazję czytać. Autor wprowadził kilka wątków, jednak potrafił je sprawnie połączyć i lawirować między nimi. Każda sprawa mogłaby stanowić pomysł na osobną powieść. Tymczasem Głębocki zaserwował nam pełen pakiet.

Źródło materiału: http://licencja-na-czytanie.blogspot.com

Przeszłość puka do drzwi

Zaczekaj na mnie - J. Lynn

Przyznaję, iż od jakiegoś czasu zostałam fanką romansów młodzieżowych, a także gatunku New Adult. Kiedy zobaczyłam bogatą ofertę tych książek na stronie Wydawnictwa Amber, moje oczy zaświeciły się z radości. Ja, miłośniczka fantastyki, kryminałów i thrillerów, uczciwie wyznaję, że stało się to moją guilty pleasure, idealnym sposobem na całkowite rozluźnienie. Czy „Zaczekaj na mnie” wkomponowało się w tą kategorię?

Avery przeprowadza się do innego miasta, aby zacząć wszystko od nowa, z dala od rodziny, znajomych oraz osób, które znają jej sekret i uprzykrzają jej życie. Chce w spokoju skupić się na studiach, jednak los ma dla niej inne plany. Na jej drodze stawia Camerona, przystojnego i sympatycznego chłopaka, który sprawia, iż w Avery budzą się uczucia, które już dawno odrzuciła. Tylko czy dziewczyna jest gotowa otworzyć się i w pełni zaufać Cameronowi? Czy będzie w stanie odciąć się od przeszłości, która znów puka do jej drzwi?

Główni bohaterowie wpisują się w schemat gatunku, tak często podejmowany przez autorów. Ona to ładna, mądra i skromna dziewczyna, ze słabym poczuciem wartości i ciężką przeszłością. On jest czarujący, inteligentny i zabójczo przystojny, ale również skrywa tajemnicę. Oczywiście muszą się poznać, a między nimi pojawi się uczucie. Chociaż brzmi znajomo, to nie znudziło mnie. Lynn bawiła mnie dialogami, swobodnym zachowaniem postaci, ich pomysłami i hobby. Czy przypominacie sobie seksownego bohatera, który posiada żółwia? I wyprowadza go na spacer? Ja nic nie kojarzę, więc możecie sobie wyobrazić moje rozbawienie za każdym razem, gdy czytałam o tym zacnym zwierzęciu. Poboczne postaci tylko dodawały kolorytu książce i chętnie przeczytałabym o nich więcej, ale jak sama nazwa wskazuje – są poboczne.

Miłość stanowi główny wątek tej powieści. Chociaż wiadomo było od samego początku, że między bohaterami zaiskrzy, to ich uczucie rozwijało się powoli, nie wpadli sobie od razu w ramiona (bardziej w plecy) czy do łóżka. Stworzyli fundament związku jako przyjaciele, pokonywali przeszkody, aby móc być razem. Nie obyło się bez łez, chwil zwątpienia i kłótni. „Zaczekaj na mnie” to jednak nie tylko historia miłości dwojga młodych ludzi. To również książka o pokonywaniu własnych słabości, uczeniu się zaufania do drugiej osoby, poszukiwania swojego prawdziwego ja, a także walce z traumatycznymi wspomnieniami. Jeżeli nie poradzimy sobie z przeszłością, nigdy nie będziemy w stanie pójść naprzód. Będziemy czekać w napięciu, aż pewnego dnia los przypomni sobie o nas i postanowi zburzyć starannie zbudowane życie.

Książki z gatunku New Adult na pewno nie wniosą do mojego życia nic odkrywczego, nic nowego. Dlaczego zatem po nie sięgam? Ponieważ czyta się je w zawrotnym tempie, z przyjemnością i pełną swobodą. Powieści te często mają podobnych bohaterów, zbliżoną historię i problemy. Rzadko mnie zaskakują; zdarza się, iż bohaterowie są wyidealizowani i infantylni, czym niesamowicie mnie drażnią; język jest prosty, a dialogi nierealistyczne; uczucie budzi się szybko i od razu jest mocne, a sceny intymne są częste i również nad wyraz perfekcyjne. Powieści te mają w sobie jednak coś, co sprawia, iż sięgam po nie coraz częściej. Przecież od tego są takie historie – na co mi realistycznych wydarzeń, skoro takich mam w nadmiarze w ciągu dnia? Czy nie lepiej jest oderwać się, zrelaksować, uśmiechnąć do książki i westchnąć z rozmarzeniem, iż cudowanie byłoby wyrwać takiego inteligentnego, romantycznego, zabawnego, przystojnego posiadacza umięśnionej klaty z łam powieści i przenieść do rzeczywistego świata? Chyba nie muszę mówić, za którą opcją jestem.

„Zaczekaj na mnie” pomogło mi się odprężyć i przywołało na moją twarz uśmiech, dlatego polecam fanom gatunku, a także osobom poszukującym lekkiej lektury, która ma w sobie również trudniejsze wątki.

Źródło materiału: http://licencja-na-czytanie.blogspot.com

Historia krwią spływająca...

Bestia - Piotr Rozmus

„Bestia” to debiutancka powieść naszego rodzimego autora, Piotra Rozmusa. Jej akcja toczy się w malowniczym Szczecinku, w którym pisarz mieszka. Czy udało mu się przenieść klimat miasta na łamy książki? Ciężko mi powiedzieć, gdyż nigdy nie byłam w Szczecinku, ale jedno mogę Wam zdradzić już teraz – to miasto kojarzyć będzie mi się teraz tylko z krwistą historią.

 

Emerytowany policjant, Robert Donovan, wraca do swojego rodzinnego miasteczka, aby zacząć nowy etap w życiu. Nie będzie to jednak łatwe, gdyż na wolność wychodzi szef szczecińskiej mafii, Łezka, który kilka lat temu wydał na córeczkę Donovana wyrok. Mężczyzna będzie musiał zmierzyć się ze swoim największym wrogiem oraz bolesnymi wspomnieniami. Tymczasem mieszkańców Szczecinka zaczyna paraliżować strach, wywołany przez seryjnego mordercę. Sprawca brutalnych zabójstw pozostaje nieuchwytny, a nikt nie domyśla się nawet jakie są motywy jego działania...

 

Piotr Rozmus w swoim debiucie nie ograniczył się do jednego wątku. Zaryzykował i nakreślił dwie odrębne historie, dwie zupełnie inne tragedie. Miałam przyjemność śledzić poczynania sławnego szczecińskiego mafiozy, który po latach spędzonych w więzieniu zaczyna szukać zemsty. Wiedziałam, iż Łezka spotka się z Donovanem, pytaniem było tylko w jakich okolicznościach i z jakim skutkiem. Sprawa zakończyła się inaczej niż się spodziewałam, autor wykazał się w tym wypadku kreatywnością. Przyznaję szczerze, że drugi temat, dotyczący bestialsko zamordowanych kobiet, wywołał u mnie dużo większe zainteresowanie. Wraz z rozwojem akcji autor wprowadzał dodatkowe informacje, które nie rozjaśniały sytuacji, a wręcz przeciwnie – rozbudowywały ją, owiewały tajemnicą. Morderstwa były wynaturzone, jakby sprawca pozbawiony był jakichkolwiek człowieczych cech. Chociaż często czytam powieści, w których ludzie pozbawiani są życia, to sytuacje opisane przez Rozmusa jawiły mi się jako barbarzyńskie, sadystyczne. A nie dość, że zwyrodnialec bezkarnie polował na niewinne ofiary, to jeszcze pod ziemią czaiło się zło, które zbliżało się do swojego apogeum.

 

Tytułowa Bestia jest postacią interesującą. Brutalny morderca, popełniający nieludzkie zbrodnie. Autor wprowadził mnie w świat oprawcy, przedstawił jego motywy, przeszłość, zagmatwaną psychikę. Bohater okrutny, którego czyny przyprawiają o mdłości, wygląd wzbudza niechęć, przerażenie. Czy może mieć zupełnie inną twarz, inne oblicze? Myślę, że jest to jeden z oryginalniejszych pomysłów na personę z jakim spotkałam się w ostatnim czasie.

 

Debiut Piotra Rozmusa uważam za udany, godny uwagi. Autor stworzył nie tylko ciekawą postać, ale również dwie wciągające historie, z których każda mogłaby stanowić osobną powieść. Mam nadzieję, że pisarz nie wyczerpał wszystkich koncepcji i swoje następne myśli znów przeleje na karty książki.

Źródło materiału: http://licencja-na-czytanie.blogspot.com/2014/07/83-bestia-piotr-rozmus.html

Wieś pełna tajemnic

Pan na Wisiołach. Mroczne siedlisko - Piotr Kulpa

Wyobraźcie sobie, że lądujecie na wsi, liczącej sobie lekko ponad trzydziestu mieszkańców, samych starszych. Do tego nie ma Internetu, a telefon można równie dobrze wyrzucić, jako że żadna sieć tam nie sięga. Bylibyście zadowoleni? Żeby Was ostatecznie zachęcić, dodam że zgraja starców zachowuje się co najmniej podejrzanie, jakby praktykowali satanistyczne obrzędy bądź przeganiali wampiry; mężczyzna biega z bronią po wsi tępiąc dzikie psy, a nikt nie pała do Was sympatią. Pełna idylla, co?

 

On – niepijący alkoholik, niespełniony artysta, nerwowy tata. Ona – zmęczona żona, troskliwa matka, niespełniona kobieta. Czaruś – inteligentny dziewięciolatek, trochę nieśmiały, ale ciekawy świata. Tylko nie mówi. Przeprowadzają się na wieś, gdzie zamiast upragnionego spokoju od zgiełku miasta, otrzymują sporą dawkę tajemnic i mrożących krew w żyłach scen. Do tego nowo poznani mieszkańcy wcale nie pomagają w rozwiązaniu tych sekretów. Jeden z nich bawi się w szamana, zaś inny zdaje się czytać w myślach. Wieś Wisioły zdecydowanie nie należy do najpogodniejszych. I najbezpieczniejszych.

 

Piotr Kulpa stworzył bohaterów ze słabościami, które tak doskonale są znane nam, szaraczkom. Alkohol, romanse, bójki bądź walka o życie. Bezwzględna walka o życie. Nikt z nich nie jest idealny, dlatego też wydają się być całkowicie przystępni, normalni, jakbyśmy mogli ich spotkać na ulicy. Nikogo nie byłam w stanie znielubić. Gdy wydawało mi się, że jest złą postacią, to nagle przekonywał mnie swoimi słowami, pragnieniami.

 

Powieść kompletnie mnie wciągnęła. Nie byłam w stanie się od niej oderwać i czytałam ją w każdej wolnej chwili. Co prawda nie odczuwałam grozy, ale tajemnica zdecydowanie owiewała tą historię. Wszystko było jakby osnute mgłą, tak że nic nie było dla mnie jasne i czytelne, wciąż czekałam na wyjaśnienie sekretów przeszłości oraz teraźniejszości. A przyszłość wcale nie wydaje się klarowniejsza. Dlatego właśnie nie mogłam zostawić książki na dłużej. Chciałam poznać lepiej bohaterów, ich dzieje.

 

Styl, którym posługiwał się Piotr Kulpa zdecydowanie przypadł mi do gustu. Pisał prosto, ale wciągał w swoją historię, sprawiał że zatraciłam się w niej, z niecierpliwością oczekiwałam rozwinięcia tej historii. Do tego zmieniał narrację. Raz pisał w pierwszej osobie, innym razem w trzeciej bądź w formie pamiętnika. W ten sposób nie tylko towarzyszyłam wielu bohaterom i miałam okazję poznać ich opowieść, ale również wprowadzał pewne orzeźwienie, zmiany.

 

„Pan na Wisiołach. Mroczne siedlisko” to dopiero pierwsza część tej historii. Jestem niesamowicie zainteresowana następnym tomem, gdyż zakończenie nic mi nie wyjaśniło, a tylko pobudziło moją ciekawość i apetyt. Do tego rewelacyjna okładka, która współgrała z intrygującą opowieścią, wzbogaciła odbiór powieści. Szczerze polecam tą książkę, bo jest warta uwagi.